|
Zatopienie transportowca "Goya" 16 kwietnia 1945
Autor: Przemysław Federowicz
Update: 04.07.2006
Późnym wieczorem 16 kwietnia 1945 r. radziecki okręt podwodny "L-3" znalazł się na pozycji bojowej na północ od Rozewia. Tutaj miał przeprowadzić patrol atakując napotkane statki handlowe. Noc była spokojna, wiał lekki wiatr, widoczność wynosiła od 1 do 2 Mm. Nagle ciszę na mostku przerwał hydroakustyk meldując wykrycie, na skraju zasięgu urządzenia, szum pracujących śrub okrętowych. Siedem lub osiem jednostek w tym jedna duża, zameldował. Dowódca kmdr ppor. Wladimir Konowałow wydał rozkaz - płyniemy na zbliżenie. Tak zaczynał się epizod, w którym przewijały się wątki bohaterstwa, rozpaczy oraz bezsilności ludzkiej wobec natury i systemu totalitarnego.
16 kwietnia był kolejnym dniem wojny, wojny która zbliżała się już ku końcowi. Od samego ranka na redzie Helu gromadziły się statki i okręty mające uczestniczyć w konwoju ewakuacyjnym na zachód. Kotwice rzuciły transportowiec "Goya" (5230 BRT), statek "Mercator" (4661 BRT), stary parowiec "Kronenfels" (2834 BRT) oraz mały tankowiec wody "Ägier" (676 BRT). Z portu wojennego i rybackiego kursowały w ich kierunku kutry, promy, łodzie, barki oraz statki żeglugi przybrzeżnej przewożące na pokłady transportowców tysiące uchodźców, rannych a także wojskowych. Ten dzień jak poprzednie przyniósł trzy ataki lotnictwa radzieckiego w wyniku, których lekko został uszkodzony transportowiec "Goya". Eskortę konwoju miały zapewnić dwa trałowce "M 256" (typ 1939Mob) z 8 flotylli oraz "M 328" (typ 1940) z 25 flotylli. Organizacyjnie wchodziły w skład 9 Dywizji Zabezpieczenia. Można w tym miejscu zadać sobie pytanie, dlaczego tylko dwa? Okręty te należały do nowoczesnych jednostek wcielonych do służby kolejno w 1942 i 1944 roku. Na ich wyposażeniu znajdował się dość duży zestaw środków wykrywania okrętów podwodnych. Podstawowym środkiem hydroakustycznym był tzw. S-Gerät składający się z dużej ilości odbiorników umieszczonych poniżej linii wodnej. Potrafił on zlokalizować szumy pochodzące m.in. ze śrub okrętowych. Kolejnym aparatem był pasywny wykrywacz dźwięków KDB (Kristalldrehbasisgerät) umieszczony w stępce. Jeszcze innym był NHG (Nautische Horchgerät) składający się z mikrofonów umieszczonych na obu burtach poniżej linii wodnej. Ich zadaniem było wykrywanie szumu układu napędowego śrub wystrzelonych torped, co pozwalało na wykonanie manewru unikowego. Jako broń przeciwko okrętom podwodnym trałowce posiadały po około 10 bomb głębinowych gotowych do natychmiastowego odpalenia z miotaczy burtowych.
System biernej ochrony otrzymał także transportowiec "Goya", na którym umieszczono instalację hydrolokacyjną (NHG ?). Jednakże została ona uszkodzona podczas nalotu kilka godzin przed wypłynięciem w morze. Powróćmy jednak do sytuacji w porcie. Kilkugodzinny załadunek ludzi na transportowce został zakończony po godzinie 18.00. Na pokładzie "Goyi" znalazło się według różnych szacunków około 7000 ludzi. Zostali oni rozlokowani we wszystkich możliwych pomieszczeniach, ładowniach, korytarzach i na pokładzie głównym. Na "Mercatorze" znalazło się około 5000, na "Kronenfels" 2500 ludzi. Także na tankowiec "Ägier" i na dwa trałowce eskorty zaokrętowano uchodźców i wojsko.
Około 19.00 konwój uformował szyk i skierował się na pełne morze. Prędkość zespołu wynosiła 11-12 węzłów tzn. osiągała maksymalną prędkość najwolniejszej jednostki konwoju parowca "Kronenfels". Należy tutaj zauważyć że sam transportowiec "Goya" mógł rozwijać aż 18 węzłów ci przewyższało prędkości nawodne radzieckich okrętów podwodnych. Dowództwo Kriegsmarine rozważało użycie samego szybkiego transportowca w eskorcie trałowców, lecz chęć ewakuacji jak największej liczby ludzi przesądziła o włączeniu w skład konwoju powolniejszych statków. Docelowym portem miało być Świnoujście. Pogoda był dość dobra, bardzo dogodna do ataku okrętu podwodnego. Po opuszczeniu Zatoki Gdańskiej konwój skierował się szlakiem żeglugowym na północny zachód. Na wysokości Rozewia miała nastąpić zmiana kursu na zachodni.
Radziecki okręt podwodny dowodzony był przez kmdr ppor. Konowałowa, asa floty podwodnej. Był to jego 8 rejs bojowy na "L 3". Po wykryciu szumu śrub dowódca ogłosił alarm bojowy i nakazał wykreślenie kursu na zbliżenie. Okręt skierował się z prędkością 8 węzłów na południowy wschód. Po przepłynięciu kilku mil morskich, okręt ustawił się na pozycji umożliwiającej ucieczką po ataku na otwarte morze. "L 3" rozpoczął oczekiwanie na zbliżający się konwój. Na cel wzięto największą jednostkę konwoju transportowiec "Goya". Około 23.52 oficer torpedowy odpalił 4 torpedy. Dwie były celne. Statek zaczął płonąć. Pierwsza torpeda trafiła w dziób, druga w śródokręcie i zniszczyła maszynownię. Statek tonął a wraz z nim kilka tysięcy uwięzionych pod pokładem ludzi nie mających szans na wydostanie się ze śmiertelnej pułapki. Kilka minut później o 24.00 "Goya" pogrążyła się w wodzie. Według niektórych źródeł zginęło wówczas 6666 ludzi. Uratowano zaledwie 334 osoby.
Tymczasem "L 3" rozpoczął oddalanie się na pełne morze. Pomimo ataków trałowców bombami głębinowymi osiągnął bezpieczny akwen. Wkrótce także zaczął kontynuować patrol bojowy m.in. bezskutecznie atakował konwój na Zatoce Gdańskiej 21 kwietnia 1945 roku.
Wrak transportowca "Goya" spoczął na głębokości 73 metrów na północ od Rozewia. Jego żywot trwał zaledwie trzy lata. Został on zbudowany w 1942 r. w stoczni w Oslo. Pierwotnie był przeznaczony dla armatora Hamburg-Amerika-Linie z Hamburga, lecz został wkrótce przejęty przez Kriegsmarine. Do 1944 r. stacjonował w Kłajpedzie w strukturach 25 flotylli okrętów podwodnych. Służył tam zarówno jako okręt cel jak i jednostka zaopatrzeniowa. Po rozpoczęciu ewakuacji z Kłajpedy do jego zatopienia był używany jako transportowiec wojska. Jego wrak stał się smutnym pomnikiem ofiar ostatniej wojny światowej.
Przemysław Federowicz
|
|